niedziela, 22 grudnia 2013

Chapter 4.

Nic nie odpisał,na pewno jeszcze nie odczytał,może nie ma czasu.
Postanowiłam napisać sms do Emmy,chętnie bym zadzwoniła,ale wydałam kasę juz na koncie a sms mam darmowe.
'Emma,chce ci powiedzieć że jestem w szpitalu,mam raka.Jest poważny,nie wiem co dalej,baw się dobrze u taty,xoxo'
Hmm,Tak bardzo chciało mi się płakać,jestem chora,mam raka to nie do wiary,mam już tego dość...
Ale to co ujrzałam,poprawiło mi humor.
W drzwiach od sali oddziału stał mój jedyny,ten jedyny Justin,który jest całym moim światem,którego tak bardzo kochałam,tęskniłam i pragnęłam.
Justin,co ty tutaj robisz? - Zapytałam .
Jak to co?Dostałem od ciebie sms,że leżysz w szpitalu i masz raka.Jak myślałaś że będę siedział w domu ?
Nie,to że zerwałem z tobą nie oznacza,że się o ciebie nie martwię.-Odpowiedział..
Nie wytrzymałam i się poryczałam,brakowało mi go.
Justin,KOCHAM CIĘ... zrozum to,ja nie chce się leczyć,chce umrzeć,nie widzę już dla mnie sensu rozumiesz? - mówiłam serio.
Co ? przestań tak mówić,jesteś jeszcze młoda,masz żyć i walczyć - Justin próbował mnie podnieść na duchu,bez sensu i tak mu się nie udało.
Nie,nie chce walczyć o siebie.Chce walczyć o nas.Nawet mi nie podałeś powodu naszego zerwania,i co?
Mam ci uwierzyć,że mnie nie kochasz? Amanda ci już strasznie wywróciła w głowię,nie pamiętasz jak mówiłeś że na zawsze?że jestem tą jedyną? nie pamiętasz? to sobie przypomnij! Nasze wspólne weekendy,nocki nie przespane,oglądanie horrorów,przypały,wyjazdy i co ? chcesz to wszystko na marne ?
Justin spojrzał z łzami w oczach na mnie...
Chciał coś powiedzieć,ale lekarz przyszedł i nie wyszło.
Lekarz chciał oznajmić mi,że jeśli nie ze chcę się zacząć leczyć to mogę szybko umrzeć,hmm.
Co na to Justin ?
Caroline,słyszałaś ? chcesz umrzeć ? Nie pozwolę ci,będziesz się leczyć.
Hmm,on mi mówi że mam walczyć o siebie?A kto powalczy o nas ?
Kochasz mnie ? - zapytałam cała zapłakana....
Proszę nie płacz,kotałko moja i pocałował mnie w policzek...
Uwielbiałam jak mówił do mnie 'Kotałko'...
Odpowiedz,kochasz mnie?-ponownie zapytałam.
Tak i nigdy nie przestałem,przepraszam że zerwałem,ale Amanda wywróciła mi w głowię,zrozumiałem że ona nie jest odpowiednia,tylko ty nią jesteś.- Odpowiedział,wreszcie na moje pytanie.
wybuchłam płaczem,a on mnie mocno przytulił i znów powiedział że na zawsze <3


KONIEC OPOWIADANIA,HMM.KRÓTKIE..
CHYBA ZACZNĘ PISAĆ NOWE:)
KTOŚ CHCE?:33
JAK TAK,TO O CZYM ?

Chapter 3.

Nie miałam zamiaru się odkochiwać,chciałam dalej z nim być.
postanowiłam wrócić do domu,byłam strasznie głodna,przed chwilą dostałam sms od mamy że obiad jest już gotowy,mm.ugotowała moją ulubioną potrawę,pierożki.
Za 10 minut miałam metro,więc pobiegłam,żeby kupić jeszcze bilet,nie chciałam się spóźnić.
Za 6 minut,byłam już na przystanku,podeszłam do kiosku i kupiłam bilet.
Chwilę poczekałam,o dziwo się nie spóźnił,to bardzo dziwne,metro zawsze się spóźnia,nigdy jeszcze nie przyjechało wcześniej.
*parę minut później*
Weszłam do domu,gdzie było już czuć,że mama robi pierogi.
Od razu weszłam do kuchni,żeby przywitać się z mamą,
Nagle za bolała mnie głowa i źle się poczułam,miałam nadzieje że to chwilowe.
Oparłam się lodówkę,wszystko mi wirowało,nic nie umiałam dojrzeć,dziwne uczucie,jeszcze nigdy takiego czegoś nie miałam,mama zauważyła że ze mną coś nie tak.
Mama pomogła mi się oderwać od lodówki,która kręciła się ciągle,ona zresztą też,usiadłam na krześle,czułam jak bym miała z niego zaraz spaść.Automatycznie gdy usiadłam kręcenie się rzeczy przestało,ale ból nie.Myślałam że zaraz nie wytrzymam.
Mama postanowiła że szybko zadzwoni po karetkę,to był dobry pomysł,coraz gorzej się czułam.
Naglę poczułam że tracę równowagę,zemdlałam...
Obudziłam się już w karetce,mamy przy mnie nie było,na pewno musiała jechać swoim samochodem,bo lekarze zabraniają.
Wszystko widziałam jak przez mgłę,dziwne uczucie widzieć wszystko na szaro,zamazane.
Już tyle problemów miałam na głowię: Zerwanie Justina,pojawienie się Amandy i teraz to,Czy ja na prawdę muszę mieć takiego pecha ? Czy ja nie mogę być Szczęśliwa ?
co jeśli to jest coś poważnego ? co jeśli mogę umrzeć ?
Nie chce,boje się,pragnę by teraz był przy mnie Justin,
Dotarliśmy do Szpitala,Pielęgniarki wzięli mnie na oddział.
dali kroplówkę i wypytywali co mnie boli
Odpowiedziałam że mocne bóle głowy i brzucha,że miałam zakręty głowy i brak równowagi.
Lekarz wskazał tomograf,po nim ma być wiadomo co jest przyczyną aha,no i pobranie krwi,którego tak bardzo nie lubiła,chyba nikt tego nie lubi,fuuu !
Pobrali mi tą krew,bolało,no ale chce wiedzieć co mi jest, i wyjść z tego szpitala,yyy nie lubię szpitali.
kojarzą mi się z czymś strasznym i nie miłym,od wtedy kiedy moja ciocia umarła,z winy lekarzy.
I co ?ciocia nie żyję,ale lekarz stracił wykonywanie pracy i gdzie sprawiedliwość na tym świecie?
Chwilę poleżałam i od razu wzięto mnie na tomograf,to nic strasznego.
*po tomografie*
Postanowiłam zapytać lekarza,czy coś wiadomo,jego mina była nie za dobra,czy miałam się bać diagnozy ?
Lekarz chwilę po milczał ale coś powiedział,potem powtórzył  głośniej.
Usłyszałam że mam raka....
To straszne,mogę umrzeć,koszmar.Co teraz? Ciekawe czy Justin się przejmie?
Czy powinnam do niego zadzwonić ? Mama jeszcze nic nie wiedziała,dopiero  
Oznajmiłam jej,że mam raka,nie za łagodnego,czyli też nie najgorszy.
Mama była przerażona,od razu zadzwoniła do taty,tata był w pracy,pracuję w banku,nie zła kasa z tego idzie,poprosiłam mamę by zadzwoniła do Justina i za ten czas przywiozła mi jakieś ciuchy i tableta,razem z mamą byliśmy przerażone,próbowałam nie pokazywać,mojego smutku.
Mama nie chciała dzwonić do Justina,powiedziała że mam sama do niego zadzwonić,bo to mój chłopak...tsaa,ona nie wiedziała że już nie jesteśmy razem,i nie chce jej na razie mówić.
Postanowiłam że na pisze do niego.,co mam do stracenia.
Justin,hallo.Przepraszam że pisze,ale po prostu tęsknie za tobą,wiesz gdzie teraz jestem?w Szpitalu,mam raka.ehh,po co ja ci to mówię,na pewno dobrze się bawisz z Amandą,cóż nie przeszkadzam,pa kocham cię.

Uwaga.

Chapter 3 znajdzie się na blogu,jutro jakoś w porze wieczornej albo rano.
Przepraszam,że dziś już nie dodam,ale nie mam weny na pisanie.
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego roku:*

Chapter 2

Weszłam do domu mojego ukochanego,zobaczyłam wtedy tą sukę Amandę,
Była taka piękna,ładniejsza ode mnie,chuda i wysportowana
Była ubrana na sportowo,na pewno byli biegać.
Justin,co ona tu robi ? Chce z tobą porozmawiać sam na sam - odezwałam się
Amanda popatrzała na mnie,potem na Justina,Było widać,że jest poirytowana.
Amanda,chyba musisz już pójść,zadzwonię jutro,albo jeszcze dziś,do zobaczenia - oznajmił Amandzie po czym się z nią pożegnał,a ja byłam ciekawa czy ją przytuli lub pocałuję...
Jednak nie,Amanda chciała go przytulic,odepchnął ją od siebie lekko,ale odepchnął.
Poczułam taką nie naw iść do niej.
Justin,długo myślałam i ... nie umiem z tobą rozmawiać normalnie,nie umiem.
Od razu chce cię pocałować,przytulić,usiąść na twoich kolanach, tak jak za starych czasów,które były jeszcze jakieś 5 dni temu,Nie tęsknisz za tym ? na naszymi wygłupami,przypałami ?
spójrz ile my się znamy,zawiodłam cię chociaż raz?Nie wydaje mi się,Ile się znamy hmm ? 10 lat ?
Nie chce żeby to nam przepadło,znamy się od zerówki,razem do podstawówki,gimnazjum a teraz liceum,chcesz to zniszczyć ? Przez jakąś Amandę,plastik i tyle.- Opowiedziałam Justinowi,Było widać,że zakuło go serce,ciekawe co sobie pomyślał,czy zrobiło mu się chociaż trochę smutno ?
Ja nie chce o nim zapomnieć,nie chce za bardzo go kocham,jest jedynym chłopakiem którego tak na prawdę po kochałam,zranił mnie no i co? każdy po pełnia błędy,ale można je naprawić,ale czy on chce to naprawić ?
-Caro,to nie jest tak,że nie tęsknie,ale ja już tak nie mogę. - Odezwał się..
Po tych słowach,chciało mi się płakać,było mi żal.
Kochasz ją ? A mnie ? - Zapytałam z łzami w oczach.
Nie wiem czy ją kocham,coś czuję dziwnego do niej,nie umiem określić co to.Zrozum,nie chce cię już ranić kochając może kogoś innego,znajdziesz sobie kogoś innego
co? Ale,ja nie chce kogoś innego,ja chce ciebie,odpowiedz,kochasz mnie? Zapytałam ponownie
przepraszam nie mam czasu już rozmawiać,dobrze wiesz że mam mecz,jest dla mnie bardzo ważny,najlepiej jak już pójdziesz,nie żebym cię wyganiał.- Powiedział zakłopotany.
Dobrze,tak już idę.Ale proszę,zastanów się co do swoich uczuć... - powiedziałam i podeszłam,spojrzałam prosto w jego szklane,niebieskie oczy,które czarowały mnie swoim urokiem,postanowiłam go przytulić,i tak zrobiłam,odwzajemnił,ale ten przytulas,nie był taki jak zawsze,był bez czułości.
Postanowiłam pójść do mojej najlepszej przyjaciółki Emmy
z domu Justina do domu Emmy szło się 3 minuty,to następna ulica.
Gdy podeszłam pod jej dom,zadzwoniłam do drzwi..
Otworzyła mi jej mama,i powiedziała że Emmy nie ma,Wyjechała do taty.
Jej tata,mieszka w zupełnie innym mieście,pojechała aby móc jechać ze mną do Doncaster,do mojej przyszywanej siostry,mamy jechać tam na parę dni taka tam wakacyjna przygoda.
Mieliśmy też jechać z Justinem,ale zrezygnował 4 dni temu,czyżby chciał zerwać ze mną kontakt?
Bym tego,nie przeżyła,przyzwyczaiłam się do niego,dalej go tak bardzo kochałam,i dalej kocham czy jest szansa na odkocha nie się ?

chapter 1

Tego Ranka obudziłam się późno,może dlatego że zasnęłam o 4 w nocy,nie umiałam spać,ciągle męczyły mnie myśli.Straciłam dla mnie najważniejszą osobę w życiu,która dla mnie tyle znaczyła,powtarzał że to ja jestem tą pierwszą miłością,przyjaźnią.Gdyby nie ta Amanda,wszystko by było w porządku,teraz bym na pewno się szykowała na spotkanie z Justinem.( nie Bieber)
Ta Suka odebrała mi go,odebrała mój cały świat,którym był on.
Amanda to wredna suka,tak sobie to wtedy tłumaczyłam,Jak można odebrać komuś chłopaka z którym się zna od małego,trzeba mieć tupet,i ona go miała,nigdy jej nie lubiłam,czułam że coś knuję,ona też mnie nie lubiła,od podstawówki kochała Justina,uważała mnie za wroga,który jej za brania bawienia się z swoją zabawką.Już sama nie wiem,czy Justin jeszcze może mnie kochać,czy już Amandę.
Amanda była Ładniejsza,wysportowana a ja ?
Ja jestem może i ładna,ale nie lubię sportu.Kocham tańczyć i grać na gitarze,nigdy mu nie przeszkadzało to że nie uprawiam jakiegoś sportu,tylko tak nagle,gdy 'za kolegował' się z Amandą.
Postanowiłam zadzwonić do Justina,chciałam się z nim spotkać,porozmawiać.
Może jeszcze jest dla nas jakiś ratunek,nie sądzę żeby tak szybko się od kochał,ale pozory mogą mylić.
Hallo,Justin ? - Zapytałam.
Tak,jestem. - Odpowiedział
Byłam taka szczęśliwa słysząc jego głos w słuchawce od telefonu,byłam w siódmym niebie,tęskniłam za
naszymi rozmowami,spotkaniami ciekawe czy on tez miał jakiś sentyment
Możemy się spotkać ? - ponownie zapytałam.
jest to konieczne ? - z nie chęcią odpowiedział.
Justin,chce z tobą porozmawiać,wyjaśnić.Proszę !
Dobrze,możesz być u mnie za 30 minut ?
Tak,oczywiście - Odpowiedziałam.
To dobrze że nie odmówił,jestem szczęśliwa że go zobaczę,nie widziałam się z nim już 3 dni,dla mnie to wieczność,gdy byliśmy ze sobą,nie było dnia,w którym się nie widzieliśmy.
I co ? Teraz bym miała się z nim przestać widywać ? przyzwyczaiłam się do niego jak róża do księcia,pokochałam go małym moim serduszkiem.
A on je zranił,małe niczym nie winne serduszko.
Postanowiłam się przygotować,byłam jeszcze w piżamie,więc przebrałam.
Ubrałam <KLIK> i <KLIK>
A do tego czarne vans.
Poszłam na przystanek,gdzie miało za 2 minuty przyjechać metro,to tylko 2 przystanki.
2 minuty później:
Wsiadłam i skasowałam bilet,chociaż nawet się nie opłacało,usiadłam na jednym z wolnych miejsc.
Dotarłam po dom Juss'a ,Zapukałam i zadzwoniłam,zawsze tak robiła,wtedy Justin wiedział że to ja i całował mnie w progu,nawet jak się przyjaźniliśmy.
Wreszcie odtworzył,ale to co zobaczyłam,zbiło mnie z nóg.....


PROLOG

Życie nie zawsze jest proste jednak coś daje mi nadzieje na dalsze iście tą drogą pełną zakrętów. Zawsze jest taki moment, że tracimy bliską nam osobę. Kurczę jakbym normalnie mówiła o sobie. Tak popularna dziewczyna w szkole została zraniona. Odszedł ktoś strasznie mi bliski. Obiecywał, że wróci, ale olał mnie. Teraz dla mnie nie istnieje. Jedyne co sobie przyrzekłam to, że nigdy nie zranię tak osoby jak ja. Byliśmy ze sobą od dzieciństwa. a największe przypały? Tylko z nim. Był dla mnie jak brat. Nocowaliśmy u siebie co weekend. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy.